Góra mnichów i czarownic

Miejsce modlitwy zbudowane na pogańskiej świętej górze. Jedna z najważniejszych chrześcijańskich relikwii. Pradawna puszcza i gołoborze. A u jej stóp czuwa kamienny pielgrzym. To też trochę moja góra, Święty Krzyż.

Zawsze ładuję tu akumulatory, nawet jak się zmęczę, wchodząc na tę niepozorną górę (jedyne 595 n.p.m.). Najbardziej lubię wyruszać Drogą Królewską z Nowej Słupi. Warto podjąć trud wędrówki po kamieniach, bo droga jest naprawdę bardzo ładna. No i widok kościoła i bramy na ostatniej prostej wart zobaczenia.

 

Kamienny pielgrzym

Ale najpierw spotkanie z Emerykiem. W ostatnim czasie trochę się rozbudowała infrastruktura turystyczna, więc trzeba uważać, żeby go nie przeoczyć: kamienna bryła klęczącego pielgrzyma wydaje się przy tym wszystkim maleńka. Ktoś litościwy postawił mu nad głową drewniany daszek. Znacie legendę? Emeryk pielgrzymował po najsłynniejszych sanktuariach średniowiecznej Europy, aż wreszcie dotarł pod Święty Krzyż. U stóp góry usłyszał bijące dzwony. Uznał, że wieść o jego przyjściu dotarła do braci i w ten sposób oddają mu cześć. Prawda była inna: w klasztorze zmarł jeden z braci i dzwony biły na jego pogrzeb. Emeryk został ukarany za swoją pychę: zmienił się w kamień. Odtąd może się przesuwać do przodu tylko raz w roku o jedno ziarnko maku, a kiedy wreszcie dotrze na górę, będzie koniec świata.

G. Herling-Grudziński wspomina o nim w opowiadaniu Wieża:

U podnóża [Świętego Krzyża], obok drogi z najbliższego osiedla ludzkiego, stoi kamienna figura zwrócona ku opactwu. Jest to klęczący „pielgrzym świętokrzyski”, uważany przez badaczy tego rejonu za wotum pobożnego pątnika sprzed wielu stuleci. (…) Kamienny pielgrzym nie ma twarzy, lecz małą zniekształconą głowę osadzoną wprost na korpusie; czoło i nos zlewają się w niej w jedną pionową linię z brodą, a oczy są niby dwa ciemne otwory w kapturze — jak oczy ślepców, patrzą przed siebie nie widząc; włosy opadają mu na umieszczone nienaturalnie nisko ramiona, ręce splótł nabożnym gestem na piersiach; szeroką podstawę klęczącej postaci obrasta murawa. Wyżarty przez wiatry i deszcze, ze śladami obtłuczeń w wielu miejscach, jest posągiem bezgranicznej cierpliwości. I tylko stali przechodnie, którzy omijają go obojętnie jak niezauważalną już część przyrody, uprzytamniają tą obojętnością obcym, że musi być również bezgranicznie samotny.

Dwie drogi i gołoborze

My tym razem szliśmy w dwóch ekipach, z wózkiem i bez. Ekipa wózkowa po asfalcie z Huty Szklanej.

Ale i tu jest możliwość przejścia przez las – ścieżką edukacyjną (nie dla wózka). Ścieżka malownicza i z ciekawymi informacjami, np. o martwych drzewach i ich drugim życiu.

Nigdy nie wystarcza nam czasu, żeby zobaczyć na Świętym Krzyżu wszystko naraz. Punktem koniecznym jest gołoborze i klasztor. Od kilku lat zamiast ogrodzonego punktu widokowego, z którego coraz mniej było widać, bo gołoborze od tamtej strony zarastało, można zejść w głąb gołoborza po specjalnej platformie. Cała ta konstrukcja w tym miejscu może się podobać albo nie. Zaprojektowano ją tak, żeby jak najmniej zakłócała odbiór krajobrazu. Podoba mi się, że dzięki niej można zejść naprawdę nisko.

 

 

Przechodzi się też nad fragmentem pogańskiego wału kultowego, opasującego cały szczyt Łysej Góry – tu można go wyraźnie zobaczyć.

Traktuję więc tę platformę jako zło konieczne, chroniące gołoborze przez rozdeptaniem i ułatwiające zobaczenie czegoś więcej.

Miejsce modlitwy… i grozy

Obecnie wzniesiony klasztor pochodzi z późnego baroku (koniec XVIII w.).

 

Ale historia chrześcijańskich świątyń na górze sięga czasów Bolesława Chrobrego. A wg legendy pierwszy kościół ufundowany został jeszcze wcześniej przez żonę Mieszka I, Dobrawę. Chodziło o to, by nadać chrześcijański charakter zgromadzeniom sakralnym, które się tu odbywały we wczesnym średniowieczu. Świadczy o nich wał kultowy, który jest datowany na IX-X w. Natomiast ludzie w celach religijnych przychodzili tu dużo wcześniej, już ok. 1300-400 rpne w czasach, gdy u stóp góry kwitło starożytne hutnictwo.

W samym klasztorze warto zwiedzić bazylikę, kaplicę Oleśnickich (polecam raczej bez małych dzieci – są tam wystawione do zwiedzania zmumifikowane w mikroklimacie góry ciała), krużganki, muzeum misyjne i kaplicę, w której przechowywana jest relikwia Drzewa Krzyża. Klasztor skrywa mroczną tajemnicę – w czasie II wojny Niemcy w jego piwnicach umieścili więzienie dla jeńców radzieckich. Warunki były straszne i straszne rzeczy się tam działy. Na górze warte zobaczenia jest jeszcze Muzeum Przyrodnicze, ale na nie właśnie zazwyczaj nie mamy już siły i nie byliśmy tam dawno.

Info

Spacer z Nowej Słupi w spokojnym tempie zajmuje 45 minut, z dziećmi – dowolnie dłużej, np. gdy ktoś zapragnie fotografować się z każdym napotkanym kamieniem. Ale jak najbardziej – jest w zasięgu kilkulatka. Z maluszkiem w chuście można iść, jeśli się nie boicie kamieni i nierównego gruntu – idziemy przez prawdziwy las. Z wózkiem – lepiej podjechać na parking do Huty Szklanej. Spacer (2 km) co prawda po asfalcie, ale też pod górkę i przez las.

Aby wejść do Świętokrzyskiego Parku Narodowego, trzeba się zaopatrzyć w bilet, który uprawnia do wejścia na gołoborze i Muzeum Przyrodniczego. Z Kartą Dużej Rodziny bilet darmowy.

 

***

Fotki z Drogi Królewskiej by Kaśka.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.