Banalna prawda, że każdy z nas jest inny, każdy ma swoją ścieżkę, odnosi się do wszystkich, ale tak jakby nie do mam. Rola mamy jest wyjątkowa. Co prawda nie na tyle, żeby kobieta mogła się nią chwalić. W sam raz na tyle, by dużo od niej wymagać.
Lista wymagań wobec współczesnych mam jest długa i absurdalna, ale przytoczę. Oczywiście mama ma dbać o dzieci, dom, męża. Ma być kobietą spełnioną, z pasją. Ma zarabiać pieniądze, bo inaczej jest na utrzymaniu partnera, a to źle. Ma dbać o atrakcyjny wygląd, żeby nie było, że się zaniedbała na macierzyńskim. I jakkolwiek to dla wielu mam ważne sprawy, to fajnie, jeśli same wybierają swoje priorytety, a nie drżą pod presją społecznych oczekiwań i osądów.
Dziś garść etykietek właśnie z tego obszaru.
Mama-pasożyt?
– Z własnego wyboru jestem mamą, która czeka na powrót dzieci w domu, czyli nie pracuję – mówi Monika Kilijańska, blogerka. – Utarło się, że takie osoby jak ja to pasożyty, żerujące na podatkach innych, niemające własnych zajęć, a jedynym hobby jest oglądanie paradokumentów, ploteczki i zdobienie paznokci – uśmiecha się. Ale też całkiem serio przytacza sytuacje, w których nie było jej miło: – Pytania „kiedy następne?”, gdy na rękach buja się kilkumiesięczne niemowlę, moje trzecie, niekoniecznie są pozytywne. Zwykle zbywam dalsze rozmowy na ten temat jakimś żartem, ale niesmak gdzieś tam głęboko w klatce piersiowej zostaje – opowiada. Nieprzyjemne komentarze zdarzają się też na zakupach na widok Karty Dużej Rodziny. – Raz osoba stojącą za mną skomentowała głośno: „a więcej już tego nie miała?!”. Odwróciłam się i odpowiedziałam, że rzeczywiście, zapomniałam jeszcze jabłek i dziękuję za przypomnienie. I rzeczywiście pognałam po owoce. Minę zdziwionej klientki i jej późniejsze przeprosiny pamiętam do dziś.
Mimo to Monika, mama trójki, decyzji o zostaniu w domu nie żałuje: – Paradoksalnie pozostanie w domu sprawiło, że rozwinęłam swoje pasje, a nawet zaczęłam dzięki nim zarabiać – opowiada.
Początki blogowej przygody sięgają czasu, gdy jej najmłodsza córka była niemowlęciem. Monika prowadzi dwa blogi: parentingowy Konfabula i poświęcony mandze, komiksom i anime Monime. Ten świat bardzo szybko ją wciągnął: – Zaczęłam udzielać się w grupach entuzjastów japońskiej sztuki obrazkowej – wspomina. – Obecnie piszę recenzje nie tylko na własnym blogu, ale i na kilku portalach książkowych. Jestem rodzicem, który nie wyrywa włosów z głowy, że dzieci czytają obrazkowe książeczki zamiast ślęczeć nad kolejną nudną lekturą. Do tego sama podsuwam im co ciekawsze tytuły. Żeby było ciekawiej to na mandze moja najmłodsza córka nauczyła się czytać! – mówi z satysfakcją matka-blogerka z life bez stylu, wychowaniem bez spiny, jak sama pisze.
Jednak satysfakcja Moniki ma też wymiar całkiem namacalny: – Z mojego blogowania mogę co miesiąc odłożyć na konto pewną sumkę – stwierdza.
A więc jak to jest z tym pasożytnictwem? Rekomendujemy ostrożność w sądach!
Mama nie dość insta
Sabina Trzęsiok-Pinna jest mamą dwóch dziewczynek. Swoje miejsce w sieci związała z miejscem pobytu – mieszka we Włoszech, a włoskie historie opisywała na blogu Przystanek Italia. Obecnie prowadzi na Facebooku grupę Rozmowy o Włoszech. Życie na emigracji ma jeden duży minus – Sabina i jej mąż nie mogli liczyć na wsparcie rodziny po narodzeniu ich dzieci. Od początku ze wszystkim musieli sobie radzić sami. Nie było to łatwe.
A tym, co zdecydowanie im nie pomogło, było porównywanie się do idealnych obrazków z sieci. Która z nas tego nie zna – oglądamy kolorowe zdjęcia, zapominając, że za nimi też kryje się zwykła codzienność. To właśnie przydarzyło się Sabinie: – Przeglądałam internet, widziałam idealne domy, grzeczne dzieci i szczęśliwe matki, podczas gdy ja byłam wykończona psychicznie i fizycznie – wspomina. – Zastanawiałam się, jak to jest, że inne kobiety tak świetnie sobie radzą, a ja tego nie potrafię.
Problemem było też karmienie piersią, a jak pewnie niejedna mama się przekonała, to kolejna dość intymna sfera życia matki i dziecka, która budzi gorące emocje. – Od samego początku nie karmiłam dzieci piersią, tylko odciągałam mleko – mówi blogerka. – Po przeczytaniu niektórych artykułów wyszło mi na to, że jestem leniwą i złą matką. Jeszcze bardziej się załamałam. Sugerowałam się tym, co wyczytałam w necie. Po czasie zrozumiałam, że nie mogę się tak biczować, bo się zadręczę.
Sabina ograniczyła swoją aktywność w sieci: – Ten doskonały wirtualny świat wprawił mnie w kompleksy i poczucie winy. Przestałam obserwować wszystkie strony, które szkodziły mojej psyche i jakby kamień spadł mi z serca. Zrozumiałam, że nie ma idealnych matek i wszystkie popełniamy błędy, a porównywanie się do innych nie ma najmniejszego sensu. Z perspektywy czasu wiem, że najważniejszy jest uśmiech na twarzy dziecka, a nie poplamione ubranie. Nie ma piękniejszej rzeczy od bycia matką, ale nie dajmy się zwariować! Słuchajmy przede wszystkim głosu rozsądku. Błędy zaś wpisane są w macierzyństwo. Jeśli się to zaakceptuje na początku, to reszta pójdzie już z górki – mówi blogerka.
Pamiętajmy o tym, gdy czujemy się nie dość insta i glam. Porównywanie się do innych nie ma sensu, porównywanie się do internetowych kreacji ma go jeszcze mniej. Nawiązując do klasyka, matka idealna nie istnieje!
Mama, co się za mało poświęca
My, mamy, jesteśmy także córkami i synowymi. Nasze życiowe wybory w kontekście historii rodzinnej mogą być szczególnie trudne. Ma to wpływ na relacje. Bo trudno mówić o więzi z kimś, kto naszych wyborów nie akceptuje i najbardziej chciałby wtłoczyć nas we własny schemat. Tak byśmy powtórzyły jego historię. O takiej trudnej relacji ze swoją teściową opowiedziała mi Ania, blogerka (ze względu na to, że mówi nie tylko sobie, chce pozostać anonimowa).
Ania jest mamą dwójki dzieci i wulkanem energii, który dużą jej część wkłada w swoją pasję: rękodzieło. Niejedna osoba zawdzięcza jej swój pierwszy sukces w tej dziedzinie. Jak to widzi jej teściowa? – O mojej pasji ciężko z nią pogadać – uśmiecha się Ania. – Jak jej kiedyś powiedziałam, że materiały na sweter kosztowały mnie 70 zł, to stwierdziła, że ona woli sobie w sklepie kupić taniej. Wolałaby, abym w tym czasie łazienkę umyła. Chciałaby, abym całe dnie prała, sprzątała i gotowała chłopcom i mężowi.
A jak mówi blogerka, sprzątanie nie jest na pierwszym miejscu listy jej priorytetów. W ciągłym zabieganiu i braku czasu na wszystko są rzeczy, które nie muszą być zrobione idealnie. – Liczą się ważniejsze sprawy… nasze relacje – podkreśla Ania.
Ania rozumie, dlaczego teściowa reaguje w taki sposób. Wynika to z jej własnej historii. Po śmierci męża została sama z trójką dzieci. Stanęła na głowie, żeby pokazać wszystkim, że sobie poradzi. Pracowała na etacie, sama dbała o dom i wychowywała synów. Chciałaby, żeby układ w domu Ani wyglądał podobnie. Ania zaś robi wszystko, by mąż po powrocie z pracy nie leżał tylko na kanapie, by dzielili między siebie obowiązki. I walczy o swoją pasję – która też jest dla niej źródłem dochodów.
– Całe moje życie przespałam – wyznaje blogerka. – Teraz mam szansę spełnić swoje marzenia o czymś własnym i chcę to pogodzić z rolą żony i matki. Nie jestem typem Matki Polki. Kocham chłopców i są najfajniejszymi chłopakami. Ale na łożu śmierci nie chcę żałować, że nie spróbowałam czegoś, bo miałam dzieci. Moja teściowa chyba poświęciła się dla synów. Może dlatego trudno nam się dogadać – zastanawia się Ania.
Ania nie ocenia teściowej. Chce jednak żyć na własnych zasadach. Czy byłoby łatwiej, gdyby spełniła jej oczekiwania? Czy można żyć, rezygnując z tego, co cennego można dać światu? A nawet jeśli tak – warto przecież zawalczyć, żeby to jednak dać.
Dla mnie o tym jest historia Ani.
Może zainspiruje i Was.
Mama to nie kariera
Teraz będzie mój osobisty kawałek 😉
Pewnego razu zostałam zaproszona do naszego lokalnego radia, żeby w audycji o podróżach opowiedzieć o wyprawach do Armenii. Bardzo sympatyczny pan redaktor zapytał, jak mnie przedstawić. Powiedziałam, że jestem mamą, dziennikarką i blogerką. Zgadnijcie, co było warte wspomnienia na antenie?
Jest to dla mnie trudne, ponieważ biorąc pod uwagę czas, jaki poświęcam na każdą z życiowych ról, bycie mamą wysuwa się na pierwszy plan. Wiem, że tu padają zarzuty, że nie ma się co chwalić czymś, co może mieć każda kobieta i wynika to tylko z aktywności jej macicy (tak, z takimi stwierdzeniem się spotkałam, choć nie były skierowane bezpośrednio do mnie). Powiem tak. Nie jest to dostępne każdej kobiecie, bo nie każda kobieta chce być matką. I – co w tym kontekście tym bardziej przykre – nie każda może. Spośród tych, co mogą i chcą, nie każda na tyle utożsamia się z tą rolą, by o niej mówić. Ale dlaczego jeśli ja się z nią utożsamiam, mam to przemilczać?
Kasia Wierzbicka, czyli Madka roku, jak może wiecie choćby z poprzedniego wpisu, łączy bycie mamą z wieloma innymi zawodowymi rolami. I mówi o tym tak: – Bardzo często w dyskursie publicznym pojawiają się głosy, że kobiety zbytnio identyfikują się z rolą matek. Przedstawianie się jako matka spotyka się z reakcjami, że to prywatna sprawa, o której nie powinno się mówić na forum służbowym czy w Internecie, bo budzi to zakłopotanie lub nieprzyjemne uczucia u osób bezdzietnych. Nie do końca się z tym zgadzam. Dla wielu kobiet jest to istotny aspekt ich życia. Dlaczego mają go ukrywać lub udawać, że jest inaczej? Nie mam tu na myśli oczywiście epatowania tym na wszystkie strony i opowiadania non stop o pierwszym krokach czy słowach swojego maleństwa. Zbytnia przesada i monotematyczność w przypadku każdej pasji jest męcząca dla otoczenia. Niemniej jednak mam wrażenie, że znacznie bardziej akceptowane ostatnimi czasami jest opowiadanie o jakimkolwiek innym hobby lub wymiarze życia niż o macierzyństwie. Jeśli ktoś lubi podróżować, jest świetny w szydełkowaniu, maluje obrazy czy tańczy salsę, może spokojnie o tym mówić i zostanie to przyjęte z mniejszym lub większym zainteresowaniem. Kobieta, która otwarcie powie o tym, że czuje się dobrze w roli matki, jest z tego zadowolona i dumna, musi liczyć się z tym, że spotka się z krytyką i zarzutami braku ambicji oraz lenistwa. Wydaje mi się to krzywdzące. Pozwólmy ludziom być dumnym z czego tylko chcą, układać sobie życie tak, jak im wygodnie. Rozumiem, że te dzisiejsze reakcje są odpowiedzią na to, że przez wiele stuleci kobiety były na siłę wciskane w rolę matek. Bardzo dobrze, że te czasy się już skończyły. Każda kobieta powinna móc dokonać swojego wyboru co do macierzyństwa. I niezależnie, jaki to jest wybór, powinna móc mieć prawo mówić o tym otwarcie i okazywać zadowolenie z podjętej decyzji.
Podpisuję się pod słowami Kasi obiema rękami.
Co Wy na to?
Z jakimi jeszcze oczekiwaniami się spotykacie?
Największą nagrodą w życiu kobiety jest bycie matką. To nie praca, nie zobowiązanie, lecz ogromny przywilej! Przywilej nagradzany uśmiechem i bezinteresowną, bezgraniczną miłością… ❤️
Spełniałam się na wielu płaszczyznach życiowych, prywatnych i zawodowych, ale dopiero bycie matką wszystko wspaniale ze sobą połączyło i dopełniło.
Wydaje mi się, że społeczeństwo bardzo dużo wymaga od kobiet. Tak ogólnie, nie tylko matek. Chociaż w momencie urodzenia dziecka presja ze strony innych potrafi poszybować pod chmury.
W jakimś filmie, bodajże „Tato”, była kwestia, że tylko w Polsce mamy Matkę-Polkę, heroinę walcząca o każdy dzień, uśmiech dziecka nad talerzem ciepłej zupy, poświęcającą się rodzinie bez reszty. Nie ma Matki-Peruwianki, Matki-Brazylijki czy Matki-Chinki. Coś w tym jest…
I dziękuję za możliwość porozmawiania i znalezienia się w gronie innych mam-blogerek, które też lubię czytać!
Moniko, ja Ci dziękuję za Twoją wypowiedź!
A co do tych matek, nie wiem jak to jest w innych krajach. W wielu krajach matka ma szczególny status, we Włoszech stereotypowa mamma związana szczególnie z synami, na Kaukazie matki rodów, których wszyscy młodsi muszą słuchać, na wsiach jeszcze można spotkać taką strukturę. No a u nas ta poświęcająca się Matka Polka, do której każdy może mieć jakieś ale 😉 na szczęście, jak widać, wszystko się zmienia!