Książka dla dzieci, od której nie mogliśmy się oderwać

Dawno tak dobrze się nie bawiłam, czytając dzieciom, jak podczas lektury Listu do króla Tonke Dragt. Ten skarb przez 50 lat należał do klasyki holenderskiej literatury dla dzieci, uznany tam za najlepszą książkę młodzieżową drugiej połowy XX wieku. Aż wreszcie kilka lat temu pojawił się angielski przekład. Po czym za sprawą Dwóch Sióstr przygody Tiuriego trafiły do Polski.

Fabuła jest dość prosta. Czternastoletni Tiuri ma być pasowany na rycerza. W przeddzień tego wydarzenia odbywa się czuwanie w kaplicy. Chłopcy mają siedzieć w milczeniu do świtu, nie wolno im otworzyć drzwi. Tiuri jednak łamie tę zasadę. Odpowiada na wezwanie tajemniczego posłańca. I już zaczyna się przygoda – droga, w czasie której razem z nim przeżywamy ucieczki, pogonie… i chwile wytchnienia. Chłopiec spotyka całą galerię postaci, od wiejskiego głupka, przez wroga, który stał się przyjacielem, i wroga nieprzejednanego, po prawdziwego przyjaciela na dobre i złe. Wszystko jest tak, jak być powinno. Wiejski głupek wie więcej niż jego mądrzy sąsiedzi, wróg do końca nie daje za wygraną.

Książka napisana jest tak, że napięcia nigdy nie ma za dużo. Po każdym trudniejszym wydarzeniu bohater może odpocząć, a my wraz z nim, choć wiemy, że to tylko na chwilę, bo gdzieś tam czai się wróg. Idealnie, żeby nie móc się oderwać i ciągle chcieć pędzić dalej 😉 Historia opowiedziana jest pięknym językiem, pełna opisów z mnóstwem szczegółów, lecz sprawia to tylko, że całkowicie wchodzimy w przedstawiony świat. Mamy też dużo opisów wewnętrznych przeżyć Tiuriego, lecz właśnie dzięki odpowiednio stopniowanemu napięciu i to nie jest nużące, ale pozwala jeszcze bardziej się wczuć.

Skąd się wzięła ta cudowna potoczystość opowieści? Po prostu stąd, że najpierw była to historia mówiona. Tonke Dragt ma wykształcenie plastyczne. Ilustrowała wiele książek dla dzieci (przepiękne ilustracje w Liście do króla są jej autorstwa). Przed napisaniem książki pracowała jako nauczycielka plastyki. W pewnej dość hałaśliwej grupie zauważyła, że dzieci wyciszają się podczas pracy, gdy opowiada im historie. Pewnego czerwcowego dnia, tuż przed końcem roku szkolnego, przyszła jej do głowy opowieść o chłopcu czuwającym w kaplicy. Imię Tiuri wymyśliła na poczekaniu. Chłopiec miał nieść list, ale sama Tonke nie miała pojęcia, co jest w liście i gdzie go to zaprowadzi. Dzieci słuchały z otwartymi buziami. A w wakacje spisała całą historię – powstało grube tomisko, które zdobyło serca kolejnych słuchaczy i czytelników.

Książka jest bardzo bogata nie tylko w wydarzenia, ale i w zajawki do rozmowy z dziećmi. Drogę Tiuriego można interpretować na wielu płaszczyznach, bo to i historia o dojrzewaniu, o wierności, o zasadach. Autorka zaznaczała, że najbardziej zaskoczyły ją interpretacje nawiązujące do duchowości, bo sama jest agnostyczką, a elementy religii były po prostu częścią świata przedstawionego. To pewnie zaleta dobrej literatury, że możliwości interpretacyjne wyrastają ponad zamysł autora 🙂 Dla Dragt była to po prostu opowieść o przyjaźni i honorze. Określiła ją jako bardzo tradycyjną. Rzeczywiście, dobro jest tu dobre, zło złe. W gruncie rzeczy bezpieczny świat – w sam raz dla dzieci.

Czekamy teraz z niecierpliwością na drugi tom opowieści. Aż żal, że tak precyzyjnie stworzony świat mieści się tylko w dwóch tomach! Piszę przyzwyczajona do tego, że gdy coś jest popularne, powstają kolejne sequele. I kolejne. W każdym razie czekamy na ten drugi tom. Po angielsku już jest. Mam nadzieję że i u Dwóch Sióstr praca wre, żebyśmy szybko mogli przeczytać po polsku.

Rozmowa z Tonke Dragt – tu.

W 2008 r na podstawie książki został nakręcony film. Może kiedyś obejrzymy. Może po drugim tomie 😉

6 Replies to “Książka dla dzieci, od której nie mogliśmy się oderwać”

  1. widzę, że to coś dla mnie na przyszłe lata 🙂 Jak uda mi się dostać to na pewno to zrobię 🙂

    1. Warto, bo to świetna książka – czytaliśmy z 8latkiem, ale wczesny wiek nasto jeszcze się łapie, myślę 😉

  2. Strasznie to ciekawe, niby dla dzieci a sama bym chętnie sięgnęła! W ogóle pamiętam jeszcze z zamierzchłej podstawówki, jak nasza wychowawczyni żaliła się, że z dziecięcej literatury nieanglojęzycznej dzieci znają najwyżej „Chłopców z Placu Broni”. Super, że to się zmienia.

    1. Ta książka to była prawdziwa przyjemność dla wszystkich, nawet dla babci, która słuchała tylko czasem 😉 też się cieszę, że takie skarby do nas trafiają 😊

  3. Chetnie przeczytam razem z synkiem; jego klimaty:)

    1. Polecamy wszyscy, jest super!

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.