Kuchnia włoska należy do tych znanych i lubianych. Więc nie odkrywamy Ameryki, wypunktujemy to, co lubimy najbardziej. My i dzieci.
Do włoskich smaków mam sentyment. Pamiętam bar na parterze kamienicy, w której mieszkaliśmy na przedmieściach Rzymu. Zdziwienie, że o dwudziestej drugiej kwitnie tam życie: właśnie o tej porze rodziny z dziećmi, nastolatki na skuterach, mnóstwo ludzi przychodzi na pizzę, lody i szpryca 😉 I zachwyt ogromnymi, smakowitymi gałkami w wielkim rożku. Dziś włoskie lodziarnie można znaleźć w każdej galerii handlowej, mój sentyment pozostał. Z tamtego pobytu utkwiły mi jeszcze w pamięci różne rodzaje serów, cienka jak bibuła pizza, soczyste czerwone śliwki, które moja mama nazywała sangue di drago, czyli krew smoka (wydaje mi się, że tak dobrych jak wtedy nigdzie już nie jadłam), smak pierwszej porannej kawy po tamtej stronie Alp, po całonocnej podróży.
Te smaki już zostały ze mną, ale przez lata doszły nowe. Wiele z nich dostępnych jest w Polsce, ale nie wszystkie – i nie zawsze w takiej samej jakości.
Co więc znajdzie się na naszej liście ulubionych produktów?
- Oczywiście pizza. Jemy pizzę i w Polsce, niby co to za filozofia zrobić pizzę. Jednak co oryginał, to oryginał 😉 Najlepiej, żeby była tirata, czyli rozciągnięta. Im cieńsze ciasto, tym lepiej. I już się nie dziwię, że jedna osoba potrafi zjeść sama ogromną pizzę.
- Od kilku lat jeździmy do Emilii-Romanii. Tam miejscowym przysmakiem są piadiny: ciasto podobne do naleśnikowego, tylko sporo grubsze, z nadzieniem jakie kto lubi, od banana z nutellą po speck albo serek stracchino z rukolą, czyli i słodko, i słono. Zasmakowaliśmy.
- Różne rodzaje serów. Parmezan, który potrafimy jeść w kawałkach. Wystarczająco stary – np. 30-miesięczny, ale nie za stary, by nie był za ostry. Niebieska ostra gorgonzola. Stracchino – biały, o konsystencji gęstego kremu, z ledwie wyczuwalną nutą goryczy. Pysznie śmietankowy ricotta, świetny na słodkie śniadania, np. pod figowy dżem, ale nie tak słodki jak mascarpone. Ostatnio spróbowany – galbani, podobny do oscypka, ale delikatniejszy. Po odkryciu, że osłonka to warstwa wosku, bardzo nam posmakował 😉
- Świeże figi. Ten towar średnio się sprawdza w transporcie. Dlatego warto spróbować na miejscu. Wrześniowe figi prosto z drzewa, miód! A jak ich nie ma, na otarcie łez zajadamy się przesłodkim figowym dżemem.
- Owoce morza. Uwielbiamy. Na pizzy. Na zimno w sałatce. Grillowane fritto misto. W Polsce właściwie nie jemy… więc tu najadamy się na cały rok.
- Jesteśmy pierogowi, więc w naszym spisie nie może zabraknąć tortellini. Nadzienia do wyboru. Moje podniebienie najbardziej łaskoczą pierożki z dynią. Podawane z raghu i parmezanem, mniam! Dzieci najbardziej lubią po prostu z mięsem. Ponieważ nikomu tu nie chce się poświęcać za dużo czasu na gotowanie, bardzo dobre świeżo przygotowane pierożki można kupić w każdym porządniejszym spożywczaku.
- Lubimy tutejsze wędliny, chociaż nie wszystkie. Smakuje nam mortadela, ale gotowana szynka niekoniecznie. Na pierwszym miejscu jest oczywiście surowa szynka 😉 Prosciutto crudo. Jako przystawka z melonem, to dopiero rarytas!
- I znów lokalnie, z Ferrary, przysmak zwany przez nas potocznie „suche kije”. Oficjalna nazwa brzmi: copie ferrarese. Jest to rodzaj pieczywa w formie rozgałęziającego się kija, które to pieczywo nigdy się nie starzeje, bo świeże jest równie suche jak czerstwe. Można sobie obwinąć wędliną czy posmarować serkiem, można zajadać samo. Dobrze mieć takiego kija na czarną godzinę 😉 Dzieci lubią.
- Nocciolatta to właściwie taka nutella, tylko bez oleju palmowego. Można znaleźć z naprawdę fajnym składem. Lubimy. Nie za często, ale zajadamy.
- Ostatnio do lokalnych przysmaków dołączyła bruschetta. Mieszanka sałat, warzyw, wędliny w różnych kombinacjach na podsmażonym pieczywie. To jedyny wyłącznie mój typ z całej listy 😉
A na koniec moje urodzinowe ciasteczka. Niemal każde z innego regionu. Mi najbardziej posmakowało nasączone rumem baba 🙂