O co warto zawalczyć?

Kiedyś gdy zastanawiałam się, czego chciałabym w życiu, abym mogła powiedzieć sobie: jestem szczęśliwa, tworzyłam listy życzeń. Chciałabym tego, tego i tego. Jakiś czas temu zmieniłam perspektywę. Zaczęłam się zastanawiać, na jaki wysiłek mogę się zdobyć, by osiągnąć to, co dla mnie ważne? A najbardziej uderzyło mnie to w odniesieniu do małżeństwa.

Chyba każdy, kto jest w związku, chce mieć udaną relację z drugą osobą. Na mojej liście priorytetów to jedna z najważniejszych spraw. Musiałam zadać sobie pytanie, z jakim zaangażowaniem ją traktuję?

Pułapki rutynowych rozwiązań

Taka moja specyfika, że tworzenie bliskiej relacji to nie mój naturalny stan. W stresie i zabieganiu o wiele łatwiej przychodzi mi izolacja albo ucieczka w inne światy. To moje stare, silne schematy funkcjonowania. Tym bardziej relacja z najważniejszą dla mnie osobą wymaga pielęgnacji, uwagi, troski.

Tymczasem łatwo (łatwiej) mi towarzyszyć w trudnych emocjach moim dzieciom. Potrafię (zazwyczaj) być cierpliwa, empatyczna. Towarzyszę im podczas rozwiązywania konfliktów. Gdy w ciężkim stanie jest mój mąż, rzadko mam dla niego tyle energii.

Podobnie – codziennie, rutynowo – gdy jestem zmęczona, łatwo przychodzi mi wypas na fejsbukowej łące. To najłatwiejsze. Rozmowa z żywym człowiekiem już nie.

To są moje pułapki na teraz.

Kiedyś było jeszcze zaangażowanie w różne sprawy dookoła. Nawet dobre sprawy, typu pomaganie komuś czy organizacja czegoś. Były one jednak tak ekscytujące i pochłaniające energię, że na naszą relację już jej prawie nie pozostawało. Teraz mam wrażenie, że tu mamy już większą równowagę.

Kiedyś uwierzyłam też, że znam już wystarczająco mojego męża. Wydawało mi się niemożliwe, żeby taki moment nastąpił – ale nastąpił. Teraz wiem, że taki stan może być ciszą przed burzą. I jak tylko się pojawia, drążę temat. Okazuje się wtedy, że ciągle go nie znam – bo on też wciąż się zmienia. Nie ma nudy.

Nauczmy się rozmawiać

Dobra rozmowa to jest konkretny wysiłek. Czasem naprawdę trudno jest porozmawiać. To, co zwykle – stres, pośpiech, zabieganie sprawiają, że oddalamy się od swoich prawdziwych uczuć i potrzeb. Tracimy kontakt sami ze sobą, jak więc mieć kontakt ze sobą nawzajem? Pierwszym symptomem jest dla mnie wyższy poziom nieśmiesznej złośliwości i ironii. Jak jest między nami dobrze, nasze wzajemne złośliwości nie są złośliwe tylko śmieszne. Jak zaczynamy czuć, że to kłuje, znaczy, że coś jest nie tak. Drugim objawem zaawansowanego stopnia wzajemnego oderwania jest rozmowa w postaci ping-ponga. Kiedy mówię: nie nastawiłeś wczoraj zmywarki, a w odpowiedzi słyszę: a ty nie powiesiłaś prania, i cały nasz dialog toczy się w ten sposób, wiem, że coś się dzieje.

Zastanawialiśmy się nieraz, dlaczego tak jest, że trudno nam nawzajem okazać sobie empatię. Potrafimy słuchać empatycznie naszych dzieci i innych ludzi – sobie nawzajem tak trudno to dać. To jest dla nas duży wysiłek – powstrzymać się od ocen, własnych żali i dobrych rad, a naprawdę posłuchać drugiej osoby, być z nią. Dla mnie empatia ma wielką uwalniającą moc. Wiele trudnych emocji mnie puszcza, gdy zostaną usłyszane, i gdy pozwolę wyjść na światło dzienne potrzebom, które się pod nimi kryją. Mimo tej świadomości wzajemna empatia to u nas luksusowy prezent.

Chciałabym więcej luksusu na co dzień.

Wypijmy razem kawę

Jakiś czas temu wprowadziliśmy zwyczaj wspólnego picia popołudniowej kawy. To był nasz czas, żeby pogadać, co się wydarzyło do tej pory w ciągu dnia, złapać oddech i znaleźć motywację, by ruszyć dalej (w końcu do wieczora daleko, a im później, tym nasze dzieci wydają się mieć więcej energii). Nie wiem, z jakiego powodu nam się to rozlazło. Może jak wyżej – łatwiej płynąć w nurcie dnia osobno niż włożyć energię w to, żeby się naprawdę spotkać. Mi ta wspólna kawa dodawała bardzo dużo energii. Czułam się słuchana. Czułam zaciekawienie tym, co u Marka. Czułam się włączona w jego sprawy. Czułam, że on towarzyszy w moich.

Jak nic musimy znów pijać razem kawę.

Ta kawa to jeden z naszych pomysłów i antidotów na te wszystkie sprawy, które przychodzą łatwiej, ale nie robią nam dobrze.

Inny to raz w miesiącu głęboka rozmowa – o tym, gdzie teraz jesteśmy, co się u każdego z nas dzieje. O tym, co trudne, i za co chcemy sobie nawzajem podziękować. O naszych marzeniach i planach. To czas oczyszczania i pielęgnacji tego, co jest między nami. Rozmowa raz w miesiącu, brzmi banalnie, prawda? A uwierzcie, że bardzo trudno się do niej zebrać. To jednak znów ten wysiłek, który warto podjąć.

Wracając do tytułowego pytania – ono sprowadza na ziemię. Dobra relacja nie robi się sama – takie moje doświadczenie. Jeśli warto o coś zawalczyć, to bez dwóch zdań właśnie o to.

6 Replies to “O co warto zawalczyć?”

  1. Fakt, z trójka potworków to sobie trzeba wszystko dobrze zorganizować 😉 powodzenia! 😊

    1. Dzieci bywają dobrą wymówką. Tak naprawdę to nie ma znaczenia, bo znam pary bez małych dzieci i mają podobne problemy 😉

  2. Nic się samo nie zrobi… my też mamy swoje zwyczaje umacniające związek i potwierdzam, że wytrwanie w nich naprawdę jest cholernie trudne w tym naszym codziennym pośpiechu i zaganianiu… ale warto!!!! Wciąż wierzę, że warto 🙂
    trzymam kciuki, aby Wasz zwyczaj popołudniowej kawy powrócił

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.