…powstaje okno na świat.
Mijają kolejne dni strajku. Na Fb krążą memy zrozpaczonych rodziców, którzy nie mogą się doczekać, aż dzieci wreszcie pójdą do szkoły, i są gotowi spełnić wszystkie postulaty nauczycieli. Pojawiają się też głosy rozsądku. Jakie? A takie, że i w domu dziecko się uczy!
Naprawdę – nie tylko nudzi się, obija albo jest problemem, bo trzeba coś z nim zrobić. Cały czas się uczy.
Organizacji czasu
Trochę jak w wakacje – może pospać dłużej, poczuć bardziej rytm swojego ciała. Nuuuudzi się? To super, to stan, z którego może powstać coś twórczego. Jak wykorzysta dzień, gdy nie ma bloku zajęć od – do?
Relacji z rodzicem
Bo to duża dawka czasu razem. Dostępna może tylko w wakacje i święta. A przecież Wasza relacja ciągle jest dla dziecka tą najważniejszą. W czasach, gdy psychologowie z telefonu zaufania dla dzieci i młodzieży alarmują, że w pierwszym kwartale tego roku odebrali już ponad 19 tys. połączeń, a ponad 100 razy interweniowali w sytuacjach bezpośredniego zagrożenia życia… Powiało dramatem, ale tak – wspólny czas i budowanie relacji jest nie do przecenienia!
Negocjacji i rozwiązywania konfliktów
Bo te pewnie się pojawią – czy z rodzicami, czy z pozbawionym placówki rodzeństwem. Spokojnie możemy się przyjrzeć, jak radzi sobie w takich sytuacjach. Możemy pomóc, możemy o tym pogadać.
Rodzica w naturalnym środowisku
Czy zostaliście w domu, czy masz możliwość pójścia z dzieckiem do pracy – ono teraz bardzo uważnie na Ciebie patrzy, słucha Cię, chłonie wszystkimi nerwami wzorce Twoich zachowań. A jeśli jest z Tobą w pracy, to w ogóle super – pozna ten kawałek Ciebie, który zazwyczaj jest dla niego niedostępny. I jeszcze poznaje nowe środowisko, dostaje nowe bodźce – to brzmi inspirująco.
Podążania za swoimi zainteresowaniami
Bo wreszcie ma czas, żeby zrobić to, co chce, a zazwyczaj – z braku czasu – nie może (chyba że jest w szkole, która stawia na indywidualny rozwój. Z tym że w tych szkołach raczej nie ma strajku). Może go spędzić na zabawie, może na nauce, ale według własnego wyboru. Jego zainteresowania są priorytetem, w odróżnieniu od tego, co przekazuje szkoła: rozwijaj zainteresowania, ale jak nauczysz się do testu. Jak nie starczy ci czasu, trudno. Ważne, że test zaliczony.
Rozwijania relacji
Bo może się spotkać, z kim chce, i zorganizować sobie życie towarzyskie poza sztucznym tworem, jakim jest szkolna klasa. Sami nie dobieramy sobie znajomych zgodnie z kryterium wieku, ale raczej sympatii i zainteresowań, prawda?
Zaangażowania społecznego
Bo wiele osób organizuje wspólną opiekę nad dziećmi. Bo pomagają organizacje, do których dziecko należy, np. harcerze. Albo rodzice z danej klasy skrzykują się, żeby zrobić coś razem. W sieci społecznych powiązań nikt nie jest samotną wyspą. Takie doświadczenie to podstawa do późniejszego, bardziej świadomego zaangażowania – a w przyszłości do tworzenia społeczeństwa obywatelskiego.
A czego możemy nauczyć się my?
Może te egzaminy nie są tak śmiertelnie poważne. Może dałoby się przeżyć bez nich? Może da się nabrać trochę dystansu. Kilka głębokich wdechów…
Ile ważnych pytań zadało Ci Twoje dziecko? Ile rozmów przeprowadziliście? Ile było w tym zdobywania wiedzy – nie tej z podstawy programowej, ale na tematy, które je aktualnie interesują? Ile się oboje nauczyliście o świecie i o sobie samym?
Jak już przebolejemy komplikacje, ucieszmy się tym niespodziewanym czasem razem. Idźmy na spacer, pozwólmy porzucać kamieniami do kałuży albo zaprojektować system nawadniający w ogródku. Weźmy się razem za świąteczne porządki. Albo cokolwiek.
Mam znajomych, którzy przez większość czasu „realizują obowiązek szkolny poza szkołą”, ale zdarzały im się okresy, gdy dzieci chodziły do placówki. Ich obserwacja była taka, że każda przerwa w szkole była dla nich masakrująca. Przez pierwsze kilka dni musieli się na nowo do siebie przyzwyczaić. Non stop ktoś nadeptywał drugiemu na jakiś odcisk. Zrozumiałe więc, że szok i panika zajrzały Wam w oczy. Jednak nie martwcie się: może to syndrom odstawienia placówki? Może musicie się do siebie trochę przyzwyczaić? Na nowo się poznać?
A jak już to nastąpi, to i tak nie będzie łatwo, bo codzienność z dziećmi bywa trudna. Rozumiem to bardzo dobrze, bo czasem mam ochotę zapakować je do pudełka z ich ukochanej tektury i wysłać w przestrzeń z drugą prędkością kosmiczną. Normalne. Ale może to niepowtarzalna szansa, by znów, tak jak wtedy, gdy byli młodsi, bardziej uczestniczyć w ich życiu? Myślę o tych trudnościach wynikających z braku czasu, braku uwagi dla siebie nawzajem. Może to szansa, by się z nimi zmierzyć. Dla siebie, dla dziecka.
Znów może będę zbyt optymistyczna, ale strajk może być okazją, by zadziało się coś dobrego między rodzicami a dziećmi. Byśmy zapytali sami siebie, czy chcemy tak duży wpływ na nasze dzieci oddawać szkole? Czy chcemy, by organizowała nam nie tylko czas nauki dziecka, ale też wpływała na czas wolny (przez prace domowe i permanentne zmęczenie dzieci)?
Wyjrzyjmy przez to okienko w systemie. Co tam zobaczymy?
Moje dziecko jest małe i nie chodzi do szkoły, jest ze mną w domu i codziennie poświęcam mu czas i uczę
Super 🙂
Ja co prawda dzieci własnych nie mam, ale ze względu na strajk mój młodszy brat siedzi w domu. Ja pracuje, on chodzi do szkoły, więc mało czasu spędzamy razem. Teraz dzięki temu, że on siedzi w domu, mamy więcej czasu dla siebie i możemy wspólnie coś porobić, a wspólnych zainteresowań mamy od groma.
Czyli u Was pozytywnie 😉 fajnie! i miło się czyta, że mimo różnicy wieku macie wspólne zainteresowania i lubicie robić coś razem!
W każdej sytuacji znajdzie się pozytywny aspekt, jednak nie ulega wątpliwości, że strajki nie są normalną rzeczą, z jednej strony próbuję zrozumieć ich formę, z drugiej kłóci się ona z moim systemem wartości. A dzieciom poświęcam uwagę bez względu na unormowany tryb rodzinnego cyklu, czy przerywany strajkami. Niepokoi mnie to, że moje dzieci zaczynają nabierać przekonania, że można bezkarnie nie chodzić do pracy, i od razu pojawia się pytanie dlaczego ja tego nie robię, skoro tak można. I tu rozmowy, rozmowy, rozmowy…
N to ekstra, że nie potrzebujecie strajku, że by mieć czas dla siebie 😉 jak by tak nie było, to by było jednak słabo, w końcu takie strajki są rzadko. A co do tego przekonania dzieci – to chyba nie chodzi o bezkarne niechodzenie do pracy. Nie wiem, czy znacie osobiście jakichś nauczycieli. My mamy i w rodzinie, i wśród znajomych. Podjęli decyzję o strajku niepochopnie – i to dla nich też nie jest komfortowa sytuacja, siedzenie w pracy i niepodejmowanie jej. No i czy bezkarnie? Będą mieli potrącone pieniądze za każdy dzień. Znajoma mówiła, że to, co jej potrącą za 1 dzień, nie sumuje się do jej wypłaty, bo ona tyle nie zarabia – i ma nadzieję, że nie będzie musiała do tego dopłacać 😉 Tak że ten, jest tu dużo aspektów. Tematy do rozmów że hej 😀
No cóż… Strajk dotyczy nas bezpośrednio, ponieważ cała trójka synów uczęszcza do placówki. Jeśli ktoś pyta popieram go i rozumiem nauczycieli. Wiem ile zaangażowania i pracy ich to kosztuje. Ale z drugiej strony jest ciężko jako dla pracującego rodzica, który nie ma szans otrzymania urlopu, nie dostał zaświadczenia uprawniającego go do świadczeń z ZUS.
Pierwsze dni rzeczywiście były ciężkie. Musieliśmy się przestawić na inny tryb działania, ale po poukładaniu sobie zadań, wymyśleniu ciekawych dla maluchów zajęć spokojnie i ciekawie spędziliśmy ten czas.
Tak, rozumiem, że rodzicom pracującym poza domem może być trudno. Fajnie że niektóre zakłady pracy wychodzą naprzeciw – u mojego męża w firmie było ostatnio sporo dzieciaków, nawet chyba organizowano im jakieś zajęcia. Fajnie że i Wy się zorganizowaliście w domu!