Wiara, rozum i koronawirus

Wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy, napisał św. Jan Paweł II w encyklice Fides et ratio. Dlaczego w czasach koronawirusa o tym zapominamy?

Wydawałoby się, że już przetoczyły się wszelkie dysputy teologiczne na temat ograniczeń w uczestnictwie w Eucharystii. Jednak od czasu do czasu trafia mnie jeszcze jakiś rykoszet. I już nie mam intencji przekonywania kogokolwiek, bo myślę, że większość zdanie wyrobione ma. Ale muszę, bo się uduszę. Czy relacja wiary i rozumu w czasie epidemii jest skomplikowana? A może mogłaby sporo wyjaśnić?

W obronie Eucharystii

Spotykam sporą grupę osób, które uważają, że ograniczenia związane z koronawirusem w sposób specjalny są wymierzone w Eucharystię. Niektórzy artykułują to wprost, że koronawirus jest dziełem szatana, który chce zniszczyć Eucharystię. Że to jeden ze znaków czasów ostatecznych, czasów próby.

Spróbujmy spojrzeć na to z szerszej perspektywy. Koronawirus dotyka ludzi na całym świecie. Są wśród nich katolicy, protestanci, buddyści, maoiści, niewierzący. W związku z tym, że bardzo łatwo się przenosi, na całym świecie wprowadzano ograniczenia w miejscach, w których gromadzą się ludzie. W naszym kręgu kulturowym dotknęło to i kościoły. Że kościoły w Lombardii były zamknięte, a restauracje nie? Ks. Mirosław Tykfer z „Przewodnika Katolickiego” mówi tak: biskupi wykazali się inteligencją i troską o ludzi. To nie oni działali przedwcześnie, to państwo zadziałało za późno!

Natomiast jak to się ma do niszczenia Eucharystii? Wierni mają ograniczenia, ale Eucharystia wciąż jest sprawowana! Wciąż nieustannie sprawowana jest Najświętsza Ofiara – bez ludu albo przy jego skromnej reprezentacji. To wciąż trwa!

A więc proszę, nie mówmy, że koronawirus to pretekst, by zamknąć kościoły. Choć w zamykaniu wszystkiego dochodzimy niemal do absurdu (patrz Lasy Państwowe), to sama w sobie izolacja nie jest skierowana przeciwko komuś.

Poza tym, gdybyśmy spojrzeli na przykazania kościelne – w czasie wielkanocnym Komunię Świętą przyjmować – czy prześledzili rozwój duchowości eucharystycznej, okaże się, że codzienne przyjmowanie Eucharystii przez szerokie masy wiernych jest praktyką w liczącej 2000 lat historii Kościoła całkiem młodą. Jeszcze św. Tereska z Lisieux musiała prosić Papieża o dyspensę, by mogła codziennie przyjmować Eucharystię. To był początek XX w. W niektórych Kościołach Wschodu nie ma w ogóle praktyki codziennego sprawowania liturgii eucharystycznej. Nie piszę tego, by przekreślić punkt, w którym my się znajdujemy. Czyli: codzienna Eucharystia dla wielu wiernych, którzy z niej czerpią siły do życia, poczucie zjednoczenie z Bogiem. Nie mówię, że tamte praktyki są lepsze (te wschodnie czy przedsoborowe) – osobiście sądzę, że nie. Mówimy jednak o czasowym zawieszeniu możliwości tak intensywnego życia eucharystycznego. Z tyłu głowy mając informację, że kiedyś czy w innych Kościołach to dla ludzi normalna praktyka, i w taki sposób też są w stanie iść za Bogiem. Więc może nie ma potrzeby budowania w sobie poczucia osaczenia czy straszenia końcem świata. Zresztą…

Wiadomość z ostatniej chwili

Koniec świata jest już całkiem blisko. Serio serio. Z perspektywy osób wierząicych – po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa, po zesłaniu Ducha Świętego i powołaniu Kościoła nic więcej nas już nie czeka. Żadnego nowego objawienia. Kolejnym wydarzeniem w historii zbawienia będzie właśnie koniec świata. Sęk tylko w tym, że nikt nie wie, kiedy on nastąpi. Nawet Jezus w czasie ziemskiego życia o tym nie wiedział – tylko Ojciec.

Tak więc, gdy słyszę albo gdy ktoś mi podrzuca wieści o jakimś nowym objawieniu, które wymienia znaki towarzyszące końcowi świata, dziwnie pasujące do naszej rzeczywistości… To zadaję sobie pytanie: komu wierzę? Objawieniu prywatnemu, być może nawet niepotwierdzonemu przez Kościół, czy Ewangelii? Dla mnie odpowiedź jest oczywista.

Jezus mówił też o znakach czasu: klęskach, trzęsieniach ziemi etc. Koronawirus oczywiście możemy tu dopisać. Znaki czasu mają służyć naszemu zwróceniu się do Boga, przypomnieniu, kto jest Panem życia i śmierci. Potwierdzają, że żyjemy w czasach ostatecznych. Cała rzeczywistość Kościoła mieści się już w czasach ostatecznych. Więc nie lękajmy się! A nawracajmy! I nie próbujmy zgadnąć, kiedy nastąpi koniec. Nie wierzę nikomu, kto twierdzi, że wie, kiedy on nastąpi. Sam Jezus nie wiedział, sorry.

Jest jeszcze jedno pytanie, które pojawia się w mojej głowie, gdy natykam się na mrożące krew w żyłach przepowiednie: jaki obraz Boga się za nimi kryje? Jaki obraz Boga kryje się za przekonaniem, że koronawirus to kara Boża? Nasz obraz Boga bardzo często jest ukształtowany przez nasze zranienia. Często przenosimy na Niego obraz rodzica: gniewnego, karzącego albo niedostępnego. To zadanie dla każdego z nas: prostować nasz obraz Boga. Czytać Pismo św., a szczególnie Nowy Testament, i konfrontować nasze przekonania z tym, co tam czytamy. Mój obraz Boga ukształtowany przez lata czytania Pisma św. i powierzania Bogu moich zranień nie zgadza się z wizją Boga okrutnego, który na prawo i lewo siecze koronawirusem.

Problem z Ciałem Pana

Przeciwko ograniczeniom w przyjmowaniu Komunii św. czy propozycjach, by przyjmować ją na rękę, nie do ust, spotkałam się z argumentem: jak mogę zachorować po przyjęciu Komunii, przecież Bóg leczy. Oraz: jeśli ktoś się boi przystępować do Komunii, to chyba nie ma wiary.

Tłumaczyli to lepsi teologowie ode mnie, ale napiszę i ja. Wierzymy, że opłatek w czasie przeistoczenia staje się prawdziwym Ciałem Chrystusa. Zmienia się jego substancja, czyli najgłębsza istota – odtąd nie jest to chleb, a Chrystus. Jednocześnie możemy stwierdzić, że jego cechy fizyczne nie zmieniają się – czujemy jego smak, widzimy go. W języku filozoficznym powiemy, że to są jego przypadłości. Ze względu na te przypadłości Chleb Eucharystyczny może ulec zepsuciu, a także może przenosić wirusy czy bakterie. Po prostu podlega prawom fizyki, które Bóg może zawiesić, ale w spektakularny sposób robi to rzadko – mówimy wtedy o cudach. Natomiast żądanie cudu, gdy rozum informuje nas o prawach natury – czy to nie wystawianie Boga na próbę? (Lepiej i szerzej wyjaśnione już dawno tu i tu.)

W każdym razie nie jest herezją ani brakiem wiary stwierdzenie, że w kościele, przyjmując Komunię św. można się wirusem zarazić. To podpowiada rozum. Jest to też uzasadnione teologicznie. Wiara nie jest sprzeczna z rozumem.

Co na to Papież

W trudnej sytuacji oczywiście oczy wiernych powinny być utkwione w pasterza. Czuję smutek, jak czytam komentarze, że łatwo się poddał. Że jest słaby. A, i jeszcze że to było zapowiedziane, bo papież jest antychrystem!!!! Ludzie, ratunku! Wiem, że mieszkam w Polsce, a Polska jest Mesjaszem narodów… Być bardziej papieskim od Papieża – to powiedzonko w tych realiach zyskało dosłowną treść.

Powiem tylko tyle: Papieża będzie sądził Bóg – może mógł zrobić coś więcej? Nie wiem. Ja ufam człowiekowi, który nie uważa się za eksperta od wszystkich dziedzin i nie wietrzy wszędzie spisku. Uznał, że jest autorytetem w sprawach duchowych, a nie w sprawach epidemii, i zastosował się do wytycznych epidemiologów. My będziemy sądzeni z wierności pasterzowi.

Najwięksi święci nieraz okazywali posłuszeństwo swoim pastrzom (nie, nie nazywali ich antychrystami, bo ktoś działał inaczej, niż by chcieli). Najwymowniejszy dla mnie przykład to św. Franciszek z Asyżu. Patrzmy na Papieża i na św. Franciszka.

Słowo od rozumu

Wracając do encykliki. Jej Autor kreśli relację między wiarą a rozumem. Wiemy i doświadczamy, że wiara wykracza ponad to, co mówi nam rozum, jest rzeczywistością szerszą. Jednak nie może być sprzeczna z rozumem. To by przekreślało jej wartość. Wiara nie jest irracjonalna.

W tej sytuacji dane rozumowe mamy takie: bardzo zaraźliwy wirus, który może być przenoszony w czasie nabożeństw i Eucharystii. Z zapaleniem płuc nie poszlibyśmy do kościoła, licząc na uzdrowienie. Leżelibyśmy w domu albo w szpitalu i słuchali lekarza. Tu jest wirus, którego możemy przejść bezobjawowo, a tymczasem zarazić każdego, kogo spotkamy. To było przesłanką ograniczeń w liturgii, nie chęć zniszczenia Eucharystii.

Niektórzy stawiają jeszcze pytanie, które przykazanie jest ważniejsze: 1. czyli Bóg i sprawowanie Eucharystii na pierwszym miejscu, czy 5. – nie zabijaj, na które powołują się ci, którzy korzystają z dyspensy biskupów. Uważam, że to pytanie postawione jest fałszywie. Ujmę to tak: robię co w mojej mocy, żeby Pan Bóg był w moim życiu na pierwszym miejscu. Nie widzę sprzeczności między moją hierarchią wartości a tym, by w czasie epidemii uczestniczyć w Komunii św. duchowo. Pan Bóg nie żąda od nas działań sprzecznych z rozumem. Jaki obraz Boga się za tym kryje? Bóg, który nie potrafi w niedzielę wytrzymać bez naszej obecności, domaga się kultu kosztem zdrowia i życia wiernych? Zaznaczę przy tym, że z kultu nie rezygnujemy – przeżywamy Mszę św. i Komunię duchowo!!!

Nie, zdrowie i życie nie jest wartością bezwzględną. Ale Bóg mówi sam o sobie, że jest „miłośnikiem życia”. Czy naprawdę chce, byśmy wybierali między kultem a zdrowiem i życiem? Nie stoimy w obliczu wyparcia się wiary, bojownik ISIS nie przykłada nam lufy do skroni. Po prostu czasowo zmieniamy formę kultu – z fizycznej obecności na duchową. Pan Bóg dał nam sakramenty, żebyśmy przyjmowali Jego łaskę, ale czy bez sakramentalnych znaków nie będzie nam jej dawał? Jeśli ktoś ma wątpliwości, pisałam już o tym tu.

Wiara nie jest sprzeczna z rozumem, a Bóg dał nam rozum, żebyśmy go używali. Powiedzmy sobie, nie jest łatwo. Tak naprawdę niewiele wiemy. Zamknięci od ponad trzech tygodni w domach możemy mieć wątpliwości, czy to słuszne, zwłaszcza że wokół siebie – przynajmniej tu gdzie jestem – nie widzę tych masowych zachorowań etc. Wiemy mało. Sytuacja jest niepewna. Bardzo trudno żyć naszym umysłom w takiej niepewności, łatwiej uwierzyć w „trzymające się kupy” teorie o planie depopulacji, próbach pozbawienia nas wolności i wszczepienia czipów… Lub o antychryście, końcu świata i demonicznych planach tajemniczych ludzi rządzących światem. Nie wgłębiam się w to, bo zabiera to cenną energię, a wolę ją przeznaczyć na co innego, jak pisałam tu.

Mimo wszystko rozum podpowiada mi, że większość lekarzy ma rację. Że nie jestem mądrzejsza od lekarzy, epidemiologów i Papieża. I że lepiej spokojnie przeczekać tę burzę z nadzieją, że wkrótce się skończy, z miłością dbając o siebie i innych, z wiarą, że Bóg przychodzi do nas zawsze.

A jak Wasze umysły radzą sobie w tych niepewnych czasach?

6 Replies to “Wiara, rozum i koronawirus”

  1. Wędrówki po kuchni says: Odpowiedz

    Myślę, że ważniejsze w obecnej chwili jest nasze bezpieczeństwo. Modlić można się wszędzie i nie potrzebny do tego jest kościół

    1. Dla mnie istnieje różnica między modlitwą w domu a fizyczną obecnością w kościele na Eucharystii. Ale ze względu na okoliczności zgadzam się z Tobą, zwłaszcza że nie chodzi tylko o moje bezpieczeńśtwo, ale i tych, których ja mogę zarazić. Chociaż tęsknię też już za normalnością…

  2. Kościół i wiara to dwie różne sprawy. Istotą nie jest chodzenie do kościoła lecz pełna ufność Bogu. A pandemia? Nie pierwsza i nie ostatnia.

    1. Jeśli chodzi o to, czy Kościół i wiara to dwie różne sprawy, to widzę to inaczej niż Ty – tzn. w odniesieniu do mojego życia. Moja wiara jest związana z Kościołem. Pandemię widzę podobnie – myślę, że co jakiś czas będą się zdarzać takie sytuacje. W Polsce to pierwsxzy raz w ciagu ostatnich lat. Część świata doświadczyła tego niedawno w czasie epidemii SARS. Tak więc mimo naszego dobrobytu i poczucia (fałszywego) panowania nad światem – jednak jesteśmy jego częścią i pewnym prawom podlegamy.

  3. Milena Górska Ilustrator says: Odpowiedz

    Ja sobie radzę bardzo dobrze 😉 Tak jak karzą siedze w domu 🙂

    1. Fajnie – na szczęście nie wszystkim życie wywróciło się do góry nogami 🙂

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.