Duch Święty i pusty kubek

Duch Święty został nam dany na czasy, kiedy fizycznie nie widzimy Jezusa. Dary Ducha są obecne w naszej codzienności. Konkretnie? Duch Święty jest źródłem naszych rodzicielskich zasobów. On jest blisko – i działa!

Moja codzienność to przede wszystkim relacje. Te najważniejsze, z osobami, z którymi spędzam najwięcej czasu – to mąż i dzieci. Te najbardziej delikatne, w których odpowiedzialność spoczywa na mnie i zarazem najłatwiej naruszyć granice, bo z natury rzeczy jestem większa i silniejsza, to te z dziećmi. I to w tej relacji najbardziej przydaje się pamięć, że Duch Święty jest źródłem zasobów i że dary Ducha są nam dane w codzienności – byśmy z nich korzystali!

Pusty kubek

Po raz pierwszy spotkałam się z tym porównaniem u Lawrence’a Cohena, autora książki Rodzicielstwo przez zabawę. Od tamtego czasu – a może niezależnie od Larry’ego – wielu trenerów i psychologów stworzyło własne określenia, ostatnio np. natknęłam się na woreczki emocji, które też mogą być puste albo pełne. A, i buteleczki z flombi-bombi w książce Kasi Szulik o Meli Melulu.

Chodzi w tym wszystkim o jedno – o tzw. zasoby. Jeśli dziecko ma pusty kubeczek miłości, czyli dawka miłości, ciepła, akceptacji, których potrzebuje do dobrego funkcjonowania i rozwoju, jest krytycznie niska, pojawiają się trudne zachowania. Zadaniem rodzica jest dbać o poziom tych zasobów.

A teraz co się dzieje, jeśli rodzic sam nie ma zasobów?

Z pustego w próżne?

Chyba każdy rodzic zna te sytuacje. Zachowanie dziecka wskazuje, że trzeba się nim zaopiekować – szybko napełnić kubeczek, wziąć na klatę trudne emocje, zaspokoić potrzeby. Im więcej dzieci na stanie, tym większa szansa, że następuje kumulacja. A tu rodzic sam jest pusty jak bęben. Bo się nie wyspał, bo sytuacji kryzysowych było już milion w ciągu dnia, bo sam ma w tle jakiś swój stres niezwiązany z dziećmi. Powodów może być wiele, skutek jest jeden – puste zasoby.

Rodzic pusty jak bęben może zrobić się głośny jak bęben. A na pewno trudno mu udzielić wsparcia, jakiego w tym momencie potrzebują dzieci.

Bardzo dobrze to znam i rozumiem. Jednocześnie w pewnym momencie zaczęło mnie uwierać hasło: bo nie mam zasobów. Stało się zbyt łatwym usprawiedliwieniem.

Oczywiście jest ważne, żeby dbać najpierw o swój własny kubek (maska tlenowa w samolocie – najpierw rodzic). O dobrostan fizyczny, o wsparcie psychiczne, o zaspokajanie własnej potrzeby rozwoju czy kontaktu z innymi osobami niż dzieci. Ale przecież nie zawsze jest to możliwe. Poza tym zdarzają się dni, kiedy liczba katastrof wyczerpuje najgłębsze pokłady cierpliwości.

Więc kiedy rodzicowi brak tych zasobów, jest pusty, próżny, czuje, że zaraz wyjdzie z siebie i stanie obok, co ma robić? Zacząć krzyczeć? Wyjść, trzasnąć drzwiami i zostawić sprawy swojemu biegowi, przynajmniej na najbliższą chwilę? Czy wystawić dziecko za drzwi i zatkać uszy?

No wiadomo, że nie (chociaż pomysł chwilowej własnej ewakuacji może się u kogoś sprawdza ;)).

Niewyczerpane źródło zasobów

Nie dawało mi spokoju to hasło: nie mam zasobów.

Nie mam zasobów, więc co właściwie mogę zrobić? Nakrzyczałam, nie wsparłam tak, jak bym chciała, ale rozkładam bezradnie ręce, bo przecież nie mam zasobów.

A potem przyszło olśnienie.

Może wcale nie muszę mieć zasobów?

Może wystarczy podłączyć się do źródła zasobów, które nigdy się nie kończą, bo samo źródło jest nieskończoną miłością, bijącą żywą wodą, wytryskującą ku życiu wiecznemu.

Wystarczy złapać ten moment, kiedy wiem, że nie mam zasobów. Wystarczy pamiętać, że to jest czas wzywania Ducha Świętego. Wystarczy ten moment świadomości, zatrzymania, zwrócenia się do Niego w krótkich żołnierskich słowach: przyjdź, bo ja nie daję rady. Daj mi cierpliwość. Daj mi miłość. Daj mi łagodność – wedle potrzeb.

Nagle okazuje się, że On przychodzi. Że moje serce, które już zaczęło lodowacieć w złości, bezradności, żalu potrafi jeszcze kochać i współczuć. Potrafi być łagodne i cierpliwe.

Miłość, radość, pokój, łagodność, cierpliwość, dar rady, mądrość – to wszystko Jego dary, których chce udzielać. Dary Ducha, które są w naszej codzienności, z któych możemy czerpać. Bo nikt z nas nie da dziecku kamienia, gdy prosi o chleb – tym bardziej Bóg udziela nam Ducha Świętego.

Przypływ, przepływ

Dla mnie to jest przede wszystkim doświadczenie przepływu – nic nie muszę robić, tylko pozwolić popłynąć tej miłości. Dostaję ją od Niego po to, żeby przekazać ją dalej – tym bardzo potrzebującym, wrzeszczącym, marudzącym, bijącym się, wkurzonym małym ludziom. Metafora wody bardzo do mnie trafia – to jak zaczerpnięcie ze źródła albo zanurzenie się w strumieniu, który opływa mnie i biegnie dalej, ożywczo chłodny. To doświadczenie ożywienia i odnowy tego, co było martwe i puste. Bez wysiłku, łagodnie.

I jakoś to działa, jeśli tylko uchwycę ten moment i zwrócę się do Niego.

Tak doświadczam działania Ducha Świętego w codzienności.

Może i dla Ciebie to dobra nowina, że – wcale nie musisz mieć zasobów?

A jeśli potrzebujesz więcej Ducha w swoim życiu, pomyśl o tej modlitwie.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.